piątek, 8 lipca 2011

Notka 10

Poszłam z koleżanką do klubu na drugim końcu miasta. Był piątek, więc niczym za bardzo się nie martwiłyśmy. Świetnie bawiłyśmy się przy muzyce. Po chwili postanowiłyśmy się czegoś napić. Kupiłyśmy sobie po piwie. Barman patrzył na nas z niezadowoleniem ale nic nie komentował.
Po dwóch godzinach postanowiłyśmy wrócić spacerem przez miasto do domu. Moja koleżanka nie była zachwycona tym pomysłem, ponieważ było koło pierwszej w nocy, ale udało mi się ją przekonać.
Gdy szłyśmy parkiem, zauważyłyśmy dwóch, starszych od Nas kolesi, którzy siedzieli na ławce i pili piwo. Moja towarzyszka chciała się cofnąć i pójść inną drogą, lecz ja miał dość jej marudzenia i energicznym ruchem pociągnęłam ją za sobą. Zbliżając się do nieznajomych, nabrałam pewnych podejrzeń, szczególnie że patrzyli się w Nasza stronę z cwaniackimi uśmiechami. Wzięłam głęboki wdech i przyśpieszyłam. Moja koleżanka była spanikowana. Ja w sumie też, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Przechodząc koło ławki usłyszałyśmy zaczepki kolesi w nasza stronę. Niewiele myśląc odwróciłam się i spojrzałam na chłopaków. Poprosili byśmy podeszły bliżej. Zawołałam koleżankę i zaczęłam zbliżać się do nieznajomych. Nagle poczułam jak łapie mnie za rękę. "Nie idź" powiedziała. Uspokoiłam koleżankę, złapałam za rękę i podeszłam do ławki. Chwilę porozmawiałam z nieznajomymi i patrząc na moją towarzyszkę stwierdziłam, że powinnam wracać do domu. Nowi koledzy postanowili Nas odprowadzić. Mi to nie przeszkadzało, lecz zauważyłam wieli strach w oczach kumpeli. Wzięłam ją na bok i zapewniłam, że nic Nam się nie stanie i nie jest to głupi pomysł. Wolałam, żeby Oni nas odprowadzili, niż ktoś ma się przyczepić i ewentualnie coś zrobić. Koleżanka złapała mnie za rękę i się zgodziła. Jeden chłopak stanął po mojej prawej stronie a drugi szedł za Nami. Cały czas rozmawialiśmy i pękaliśmy ze śmiechu. Tylko Ona szła nic nie mówiąc, mając wbity wzrok w ziemię, Po chwili Grzesiek - koleś który szedł za Nami, zapytał się czy wszystko w porządku z Adą - moją koleżanką. Odpowiedziałam, że tak ale nie lubi nieznajomych. Wtedy On ją przytulił i powiedział, że nie zrobią im krzywdy. Ada odepchnęła go i szła jeszcze bliżej mnie. Zaczęło mnie to denerwować, więc w końcu się na Nią wydarłam. Wtedy mnie puściła i szła całkowicie z boku. Andrzej - chłopak który szedł koło mnie zaczął mnie uspokajać. A już po chwili szliśmy przytuleni do siebie.
Odprowadziliśmy Adę pod blok, po drodze odszedł także Grzesiek. Tylko Andrzej został ze mną do końca mojej drogi. Chwile staliśmy jeszcze na klatce i rozmawialiśmy. Na pożegnanie dał mi całusa w policzek i numer telefonu na kartce. Ja szczęśliwa wróciłam do mieszkania i poszłam spać.
W poniedziałek w szkole, gdy doszłam pod klasę, od razu ujrzałam Adę. Nie chciała ze mną rozmawiać. Cały czas miała strach w oczach. Po pierwszej lekcji, wzięłam ją na bok i chciałam dowiedzieć się o co chodzi. Okazało się, że Ona po prostu śmiertelnie boi się "dresów" . Uspokoiłam ją i powiedziałam, że są nie groźni. Zapytała się mnie, skąd mam tą pewność. Wtedy wyszło na jaw, że chodzę z Andrzejem. I w tym momencie Ada zemdlała.
Od tego zdarzenia minęły dwa miesiące, a ja nadal nie wiem, o co jej tak na prawdę chodziło. Jedno jest pewne - Ada raczej nie pójdzie już ze mnę nigdzie wieczorem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz